piątek, 20 marca 2009

Polonia bez granic

Mój pierwszy krok w kierunku debaty polsko-polskiej zakończył się, jak widać, fiaskiem. Nie znaczy to jednak, że nie warto próbować dalej.
Two Cents, Debunker, St. Wiarus & co., założyli forum dyskusyjne:
http://groups.google.com/group/polonia2009

Może Wam pójdzie lepiej. To jest ważne, żebyśmy zaczęli rozmawiać ze sobą przyjaźnie. Tak jak pisałam już wcześniej - jest w nas wielki pozytywny potencjał, ale podzieleni i rozbici na drobne, jesteśmy bezsilni. Namawiam wszystkich - kliknijcie i wskoczcie na Polonię bez granic. Życzę Wam konstruktywnej debaty. Good luck!
Dopisano 23 marca 2009:
Wykazałam akt dobrej woli polecając prywatne forum "Polonia bez granic" i zostałam w rewanżu, przez założycieli owego forum, zajadle obszczekana ( patrz komentarze poniżej.) Od dzisiaj nic nikomu nie polecam. Kropka.

niedziela, 15 marca 2009

W sprawie paszportów i wojska

W kwestii formalnej, pragnę poinformować tych wszystkich, którzy mają lub tylko myślą, że mają problemy z wjazdem i wyjazdem do/z Polski na zagranicznym paszporcie: mój polski paszport tkwi gdzieś w archiwach policyjnych lub został zjedzony przez myszy - nie widziałam tego czegoś na oczy od 1981 roku, kiedy odesłałam do ambasady polskiej, zastanawiając się poważnie nad zrzeczeniem się polskiego obywatelstwa. Biurokratyczne trudności sprawiły, że machnęłam ręką i nigdy nie zrobiłam tego formalnie. Pierwszy raz od wyjazdu na emigrację, odwiedziłam Polskę w lecie 1993 roku. Poleciałam na 2 miesiące z paszportem zagranicznym. Pies z kulawą nogą nie robił mi trudności. Od tego momentu odwiedzałam już nasz kraj regularnie i mogę przysiąc z ręka na sercu: nigdy nie miałam najmniejszych przykrości. Teraz mieszkam w Polsce od 2007 roku i do tej pory nie załatwiłam jeszcze paszportu polskiego. Uregulowanie mojej sytuacji w postaci otrzymania dowodu osobistego, pesela, nipu, srypu i diabeł wie czego jeszcze, kosztowało mnie tyle cierpliwości i gonitwy, że na samą myśl o załatwianiu paszportu, robi mi się kiepsko. Podróżuję z paszportem zagranicznym i jak do tej pory (tfu, tfu) no problem. Moja przyjaciółka ma paszport amerykański od wielu lat i lata w te i wewte - same story. To nie są żadne "kosmiczne konfabulacje", tylko fakty.


Co do poborów: mamy mieć wojsko zawodowe i koniec z przymusowym braniem do woja:
http://www.profesjonalizacja.wp.mil.pl/pl/44.html

"... projekt tzn. „dużej nowelizacji” ustawy o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej jest rozpatrywany przez Stały Komitet Rady Ministrów oraz Komisję Prawniczą w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (skierowany 26 lutego 2009 r.). Obecnie Zakłada się, że projektowane zmiany wejdą w życie z dniem 1 stycznia 2010 roku.
Projekt ten wprowadza regulacje m.in. w zakresie:
- zawieszania obowiązku odbywania zasadniczej służby wojskowej, przeszkolenia studentów i absolwentów uczelni wyższych w czasie pokoju, a także innych równorzędnych i zastępczych form realizacji tego obowiązku;
- utworzenia Narodowych Sił Rezerwowych (NSR) oraz określenia zasad pełnienia służby w ramach tej formacji;
- stworzenia systemu motywacyjnego dla żołnierzy NSR oraz ich pracodawców;
- zmiany zakresu zadań terenowych organów administracji wojskowej w związku z zadaniami rekrutacyjnymi do służby ochotniczej.
Docelowym rozwiązaniem będzie wprowadzenie z dniem 1 stycznia 2010 r. pełnej profesjonalizacji Sił Zbrojnych, polegającej na wprowadzeniu służby zawodowej, pełnionej jako służba stała i ochotniczej służby kontraktowej (na wzór dotychczasowej zasadniczej służby wojskowej pełnionej nadterminowo). Jednocześnie obowiązek odbywania zasadniczej służby wojskowej oraz przeszkolenia wojskowego studentów i absolwentów szkół wyższych zostanie zawieszony z dniem wejścia w życie ustawy.
Warto zauważyć, iż zgodnie z § 1 rozporządzenia MON z dnia 19 stycznia 2009 r. w sprawie zwalniania żołnierzy z czynnej służby wojskowej i powoływania poborowych do odbycia tej służby w 2009 r. (Dz. U. Nr 11, poz. 62):
„Odstępuje się od określenia terminów powoływania poborowych do zasadniczej służby wojskowej, przeszkolenia wojskiego studentów i absolwentów szkół wyższych w 2009 r.”. Rozporządzenie weszło w życie 26 stycznia 2009 r.
Oznacza to, iż w 2009 r. nie przewiduje się wyżej wymienionych form odbywania obowiązkowej służby wojskowej."

Współczesna wersja MIMESIS

Czytam, czytam, czytam. Dyskusje na forach, zwierzenia, opinie i komentarze. Wszystko o re/emigracji, przez i o re/emigrantach. Z czasem zaczynają mi się rysować pewne określone tendencje. Na forach dyskusyjnych np. zbijają się w mniej lub bardziej ciasne grupy internauci, mający wystarczająco dużo wolnego czasu, aby swoje rozgoryczenia i frustracje (z kraju lub na obczyźnie) ubrać w mniej lub bardziej wyrafinowane słowa i poprzez sprytne podrzucanie swoich "wizytówek" na wszelkich możliwych forach, blogach, zgrupowaniach, itp. ściągać masowo dyskutantów na własne podwórko. Taka strategia stwarza iluzję, że dany adres jest uczęszczany, popularny, "in vogue" czyli, że warto się tam pojawiać i rozdawać na lewo i prawo własne wizytówki. To fascynujące, bo zupełnie samoistnie i naturalnie dochodzi do naśladownictwa w świecie wirtualnym schematów funkcjonujących w naszej codziennej rzeczywistości. Współczesna wersja MIMESIS?

Technologia udostępniła ludziom świat, w którym wszystko jest możliwe. Jednak mechanizmy zachowań ze świata poza wirtualnego odtwarzają się tutaj automatycznie na zasadzie reakcji Pawłowa, ale niby dlaczego miałoby być inaczej? Człowiek jest tylko taki, jakim potrafi być.

Ja urodziłam się z Syndromem Kosmity i konsekwentnie, choć nie zawsze świadomie, wiosłuję samotnie pod prąd. Marzy mi się głupio, żeby Polska stała się prawdziwą Ojczyzną dla wszystkich Polaków i gościnnym, tolerancyjnym i bezpiecznym miejscem dla każdego gościa, który do niej zawita. Nie mam żadnego prawa ani chęci do zmuszania kogokolwiek do odczuwania czegoś, czego nie odczuwa. Rozumiem, że duża grupa polskich emigrantów podpisała/by się obiema rękami pod tekstem Starego Wiarusa. Czy jednak ta diametralna różnica w nastawieniu do Polski musi nas koniecznie dzielić na dobrych i złych patriotów, na "warszawkę" i Polonusów? Na głupich, burakowatych kRajanów i światowych arystokratów z za granicy ? Cytowane epitety zaczerpnęłam z pouczających materiałów, które znalazłam dzięki Wolnej Amerykance. Zainteresowani znajdą tam dużo pikantniejsze zwroty.

Jeśli wzajemnej niechęci i braku porozumienia nie da się (na razie) u nas przeprogramować, to może moglibyśmy chociaż przestać obrzucać się błotem i nie prowokować, wyzłośliwiając się i szydząc na każdym kroku. Ludzie są z natury dobrymi istotami i WSZYSCY dobroci potrzebują. Zacznijmy od codziennej, ludzkiej życzliwości. Brzmi patetycznie i niech tak brzmi.

sobota, 14 marca 2009

"Je ne regrette rien..."

"W zeszłym miesiącu minęło mi pół życia spędzonego na emigracji. Teraz już z górki. Za oknem ocean. Siedzę u siebie - we własnym domu, przy własnym biurku, w Australii, moim kraju, który ćwierć wieku temu jak najdosłowniej dał mi jeść, kiedy byłem głodny, i dach nad głową, kiedy byłem bezdomny, niczego ode mnie nie żądając w zamian. Na ekranie komputera mam polską prasę, w niej sceny jak z "Króla Ubu" - w Polsce, czyli nigdzie. W tle muzycznym - Edith Piaf i szum oceanu." Stary Wiarus, salon24


Kiedy czyta się te pierwsze zdania, wszystko brzmi spokojnie, nostalgicznie, komfortowo.
Światełko zapaliło się u mnie dopiero przy słowach "... w Polsce, czyli nigdzie." Wiem, wiem, to nie znaczy nigdzie "tak w ogóle", to znaczy nigdzie - dla autora. Jednak światełko już błysnęło. Potem walnęła burza z piorunami.

"Wyjeżdżało się - kto przez Niemcy, kto przez Grecję, kto przez Traiskirchen - w innych czasach. W innej fazie życia. Na emigracji zajęliśmy się swoimi sprawami - praca, studia, życie, rodzina, dom, dzieci. A teraz na czyjeś życzenie - szydercze, albo i w dobrej wierze wypowiedziane - miałbym to wszystko cisnąć w kąt i popędzić do dziwnego kraju na drugim końcu świata, żeby tam jeszcze raz zaczynać wszystko od początku? A z jakiego właściwie powodu? Bo tam nadal mają "Latarnika" w spisie lektur szkolnych? Bo tam właśnie ojciec matkę, wiele lat temu?
Co z tego? Ojciec i matka nie żyją. Przyjaciele lat młodości dawno zajęli się wlasnymi sprawami. Ja mam całkiem inne priorytety niż 25 lat temu. Mile wspominane lata studenckie już nie wrócą. Długonoga brunetka z akademika na Placu Narutowicza, moje najlepsze wspomnienie z PRL, ma dziś żylaki, dorosłe dzieci i męża alkoholika. Twarz ma o dziesięć lat starszą niż jej - i mój - rzeczywisty wiek. Dla moich dzieci, Polska jest egzotyczna jak Uganda. Z tym, że kiedy byłem dwa lata temu w Ugandzie, to nikt tam nie rzucał w moją strone mrocznych aluzji, że jak się Ugandzie tak spodoba, to ugandyjska straż graniczna mnie bez ugandyjskiego paszportu z powrotem do domu nie wypuści, bo maja takie jedno ugandyjskie prawo, które im na to pozwala.
Po co zatem właściwie miałbym "wracać do Ojczyzny"?
Żeby się tam dać obłupić specom od odłączania gotówki od sarenki? Wrócić z kraju, w którym nie ma dowodów osobistych ani systemu meldunkowego - do kolejek w urzędach, które musiałbym kolejno przekonać, że choć nie mam PESELu, NIPu, PITu, dowodu osobistego, polskiego paszportu, meldunku ani książeczki wojskowej, to istnieję? Że nie jestem wielbłądem? Że żadne podatki wstecz się ode mnie nie należą, bo ostatnie 25 lat to nie był żaden 'okres czasowego przebywania za granicą'?
Żeby odbyć spowiedź generalną u majorów z WKU i błagać o rozgrzeszenie i przeniesienie do rezerwy? A jak nie wybłagam, to odsiedzieć dwa lata w więzieniu - za swoje postanowienie sprzed ćwierć wieku, że prędzej wyemigruję z Polski, niż zgodzę się maszerować na Paryż czy Kopenhagę ramię w ramię z bratnią Armią Radziecką, przysiągłszy jej braterską lojalność.
Pomimo członkostwa NATO, polska armia jest nadal poborowa. Nie było i nie ma w Polsce ani abolicji, ani przedawnienia zbrodniczego czynu uchylania się przed 1989 rokiem od służby w Ludowym Wojsku Polskim, armii członkowskiej Układu Warszawskiego. Generałów i pułkowników jest w Polsce podobno więcej niż w razem wziętych armiach Niemiec i Francji. Podległość powszechnemu obowiązkowi obrony przedłużono ostatnio do 60 roku życia. W militarystyczno-patriotycznej atmosferze kraju, WKU albo mi odpuści, albo mi nie odpuści, a jakoś nie mam ochoty rozsztrzygać tego dylematu drogą eksperymentu na własnej rzyci.
Zamieszkać w kraju, gdzie nikogo nie interesują realia, a wszystkich tematy zastępcze? W kraju, w którym wre permanentna debata o sposobach rozwiązywania problemów, jakie tu rozwiązano przed pierwszą wojną światową? Żeby dostarczać rozrywki miejscowemu gówniarstwu moją nieporadnością w ich rzeczywistości - taką samą, jak ich nieporadność w mojej?" Stary Wiarus, salon24

cdn...

czwartek, 12 marca 2009

Polacy w Kanadzie też nie głosowali

Ostatnie dni upłynęły mi na surfowaniu po licznych Forach dyskusyjnych (nie dla mnie!) i prywatnych blogach. Z pomocą przyszła mi Tajemnicza Grupa Zamaskowanych: Two Cents - Debunker - Phil - Wychodźca - Pan Tarej - ... Ich cenne uwagi i wskazówki pomagają w moim amatorskim blogowaniu niezwykle i każdemu kto ma jakiekolwiek pytania, a nie posiada doktoratu z informatyki, polecam Blog emigracyjny.
Po namyśle, pytania na poziomie doktoratu też można spróbować, najwyżej powiedzą, żeby nie przeginać. Wtedy przeprosić, podziękować i ... ( po "i" każdy robi to, co uważa za stosowne).

Moje dotychczasowe podróże po blogosferze potwierdziły, jak wielka przepaść dzieli Polaków w kraju i tych rozsianych po całym świecie. Powstała w języku polskim ogromna liczba forów dyskusyjnych, istnieje cała masa prywatnych dzienników. To prawdziwa kopalnia talentów literackich, opisów wstrząsających doświadczeń, humoru, rzeczowych informacji, adresów. Jest też sporo łez, smutku, tęsknoty, żalu i rozgoryczenia. Wiele agresywnych wpisów, wywalania żółtej frustracji na Wacka, na Bolka, na Tuska, na rodaków. Na Polskę. Nie będę przytaczać, jeśli ktoś ma ochotę poserfować, zapraszam na Wolną Amerykankę do Two Cents, znajdziecie tam odpowiednie linki. To naprawdę imponujące. Dzisiaj, proszę każdego o chwilę refleksji . Tak łatwo jest krytykować Polaków za granicą, że nic nie wiedzą o Polsce, odmawiać im prawo do zabierania głosu pod pretekstem, że tu już nie mieszkają. Niektórzy może żyją w ignorancji, ale niektórzy wiedzą i rozumieją więcej od nas. I może warto zadać sobie pytanie, co my wiemy o NICH? O ich problemach, rozterkach, kłopotach administracyjnych z polskimi urzędnikami?

... "Nawet nie zastanawiałem się nad tym jakie warunki trzeba spełnić by zagłosować. Trochę pośrednio zastanawiałem się tylko jaki procent głosujących stanowi stara emigracja a jaki studenci, pracownicy polskich placówek dyplomatycznych, turyści czy “nowi” imigranci. Właściwie wielu spraw jestem ciekaw. Niestety pieniędzy na badania brak a i możliwości skorzystania z badań innych znikome bo nie są prowadzone. Jeśli w tym kraju ktoś zajmuje się emigracją to ciekawią go zazwyczaj procedury, ewentualnie migracje (ich powody, geografia, aklimatyzacja).
Dopiero po przeczytaniu wpisu na Pańskim blogu dowiedziałem się jakie znaczenie ma posiadanie “nowego” paszportu…
Mam jednak wrażenie (na podstawie obserwacji tego co się dzieje w Kanadzie), że wielu Polaków nie głosuje bo uważa, że nie może. W Kanadzie nie głosuje się za granicą więc wielu myśli, że w Polsce jest podobnie. Problemy proceduralne zapewne wszędzie są takie same…"
Polacy w Kanadzie również nie głosowali…

<http://emigracyjny.wordpress.com/2009/01/10/paszport-2/#comment-255>

"To jest rzeczywiście jajo kwadratowe. Ja zacząłem załatwiać swoje polskie dokumenty w końcu 1999 przez polski konsulat. Trwało to 5 lat, dali mi listę dokumentów do załączenia. Było pisanie narracyjne i szczegółowe życiorysu,nazwiska i adresy osób w Polsce, które mogłyby potwierdzić moja polskość itd… W końcu szlag mnie trafił i poszedłem do urzędu w Warszawie. Pani była bardzo zdziwiona. Poradziła, żeby przesłać wszystko do nich z konsulatu. Wysłali pocztą konsularną. Nic nie doszło. Po jakimś czasie wystrzeliło jak diabeł z pudełka i jednak się znalazło.W warszawskim urzędzie poszło już bardzo szybko (w porównaniu), bo po uporczywym ganianiu miedzy urzędami i sądem (!) miałem swój nowy, aktualny dowód, pesel i numer podatkowy.
Na wybory 2005 nie zdążyłem, ale na te w 2007 poszybowałem z szybkością światła..." Pistacjowy Kosmita, Blog emigracyjny, marzec 2009

Ciąg dalszy nastąpi...

czwartek, 5 marca 2009

Marzyciel ma swoje prawa

Za pośrednictwem "Google" spacerowałam sobie ostatnio po licznych forach i blogach związanych z tematyką emigracji i reemigracji polskiej. Ze względu na zbyt powierzchowne spojrzenie, nie mam jeszcze wyrobionego zdania, muszę dłużej i cierpliwiej poczytać, a jest tego sporo. Pierwsze wrażenie jest takie, że panuje w tym wszystkim onieśmielający chaos. Żeby nawiązać ciekawe kontakty wirtualne, trzeba wyselekcjonować kamienie tkz szlachetne z masy bezwartościowych śmieci. Nie mam żadnych pobudek komercyjnych, nie posiadam umiejętności informatycznych i posługuję się wyłącznie własną intuicją. Czytam i jeśli tekst mnie w jakikolwiek sposób uwiedzie - zostawiam komentarz. Z różnych życzliwych głosów wnioskuję, że jest to monotonny i naiwny system. Pewnie tak, ale to w ogóle nie ma być żaden system. Jest mi oczywiście niezwykle miło gdy ktoś decyduje się napisać komentarz na moim blogu. Wiadomo, że każdy kto "bloguje" liczy na odzew ze świata. Jednak po wstępnym zapoznaniu się z paroma "forami" i portalami, nie bardzo widzę swoja małą szalupkę wśród wojennych okrętów i wytrawnych rekinów. Syndrom "Dziewczynki z Zapałkami"? Może trochę, bo zapałki rzeczywiście sprzedaję, ale zapalniczki też, wiec nie jest tak źle:))

Zobaczymy, co będzie jutro, ale dzisiaj pragnę jedynie bardzo serdecznie podziękować tym wszystkim, którzy mnie do tej pory czytają i komentują. Róbcie tak dalej!:)