środa, 28 października 2009

Samo życie

Ojciec w szpitalu. Mama chora, leży w domu nafaszerowana antybiotykami. Załatwiam co mogę, nawiguję między zakupami, pracą w kiosku, domem swoim i domem Rodziców, i na tym czas mi obecnie upływa. Rozrywkowego trybu życia nie prowadzę, ale cieszę się, że jestem na miejscu i że mogę jakoś pomóc. Pewnie daliby sobie radę beze mnie, ale byłoby ciężko. I raczej smutno, bo na dodatek tutejsza pogoda optymizmem nie napawa.

sobota, 17 października 2009

Huragan Hugo - 20 rocznica

Przyznaję, że przegapiło mi się - we wrześniu minęło 20 lat od Huraganu Hugo, który przeszedł sobie przez Południową Karolinę w czasie mojego tam żywota. Udało mi się znaleźć w internecie coś na kształt bloga ze wspomnieniami i zdjęciami z tamtego zdarzenia: Hugo - South Carolina

czwartek, 15 października 2009

Logika i matematyka po polsku

Pracując w kiosku mam okazję napatrzeć się i nasłuchać różności, często trudnych do wytłumaczenia.

Zacznę od najtrywialniejszego spostrzeżenia: logika + matematyka dnia powszedniego w wersji polskiej zaprzecza ogólnie przyjętym na świecie regułom.

Przykład: klienci emeryci i renciści, kupujący regularnie Superexpress, Fakt, Nasz Dziennik i Trybunę Ludu, użalają się na permanentny brak pieniędzy (otrzymywane od państwa kwoty wahają się od 450 do 1100 złotych PLN). Większość z tych ludzi zajmuje mieszkania tzw czynszowe, a miesięczne płatności przewyższają znacznie wysokość rent i emerytur. Do tego dochodzi żywność, leki nierefundowane, podstawowe środki czystościowe, wymienione wyżej gazety, a do tego upasione, osowiałe psy, na ogół maści nieokreślonej. Dorzućmy witaminki i wizyty u weterynarza.

Innym przykładem są ludzie w wieku 19 - 50 lat, skarżący się na marne zarobki lub całkowity brak zatrudnienia, ale wydający przeciętnie 500 zł miesięcznie na papierosy, nie mówiąc już o 24 godzinnej aureoli oparów alkoholowych, których wycenić cyfrowo niestety nie potrafię. Połowa z nich zajeżdża brudnymi samochodami ( nigdy rowerem), panowie mają tatuaże i ogolone głowy, a panie fryzury a la Doda + tipsy a la Jola Rutowicz. Palą Vice Roy'e, LM i Red White'y.

Wśród stałych klientów jest kilka przypadków ekstremalnych: każdy utrzymujący się z renty lub marnej emerytury, u którego mieszka jakiś bezrobotny syn, albo samotna córka z jednym małym dzieckiem (lub więcej). Taka staruszka/szek, kuśtyka o lasce przez całą ulicę, żeby kupić swemu dziecku papieroski i batonik dla wnusia, a przy okazji poopowiadać, jaką to straszną kolejną noc przeżył/a, bo pijany synuś nie chciał jej wpuścić do mieszkania i tak przesiedział/a do rana na klatce schodowej. W reakcji na moją sugestię, że powinno się synusia wysłać do jakiejkolwiek roboty, a następnym razem nie marznąć na schodach tylko wezwać policję, usłyszałam, że to nie po katolicku.

piątek, 9 października 2009

Bilans powrotu

Pora właściwie nijaka, bo to 3 lata + kilka miesięcy minęły od mojego powrotu do Polski.

Minusy? Straty finansowe, brak godziwie wynagrodzonej pracy, trudności w oswojeniu się z tutejszą mentalnością i ogólnym trendem pod hasłem "walka o byt" w kontraście do społeczeństw szwajcarskiego i amerykańskiego, gdzie hasłem jest raczej "jakość życia".

Czy warto było więc wracać?
Warto było, dla plusów: mieszkam teraz blisko rodziców, którzy powolutku wkraczają w wiek zaawansowany, a z braku rodzeństwa, na mnie spada pewna odpowiedzialność w sposób całkowicie naturalny (rozpatrywana na wszystkie sposoby wersja przeniesienia się obojga rodziców do mnie, okazała się niemożliwa, z różnych powodów.) Mam też swoje własne, małe mieszkanie w starej, przedwojennej kamienicy, które bardzo lubię. Polska kultura i sztuka, nasze specyficzne poczucie humoru, spontaniczność ludzi - to kolejne "plusy dodatnie", które umilają mi prozaiczne trudności i rekompensują komfort, porządek, spokój i poczucie bezpieczeństwa pozostawione już daleko w tyle.

Mój styl życia uległ znaczącej zmianie. Nie jadam w restauracjach, nie posiadam samochodu, noszę ubrania wyszukane w "ciuch landach", nie podróżuję. Mam dużo wolnego czasu i możliwość udzielania się społecznie, w czym upatruję istotną wartość, obecnie jakby powszechnie lekceważoną.

cdn