Pani Henia, była dozorczyni, obecnie na emeryturze, opowiada mi przy każdym spotkaniu na ulicy, jak to jej córka nie może się po prostu opędzić od pracy. I ona (ta córka) nic nie robi tylko zmienia i zmienia. Z gorszej, zawsze na lepszą. I ledwo gdzieś pójdzie, to zaraz chce jej się czegoś innego, a wszyscy ją błagają, żeby nie odchodziła. Dawni szefowie wydzwaniają bez przerwy i pytają czy przypadkiem ona pracy nie szuka. Bo każdy by ją zaraz wziął (znaczy do pracy) i to na lepszych warunkach, co poprzednio. Pani Henia próbuje córce wytłumaczyć, że tak nie można, bo się tamta w końcu doigra i zostanie na lodzie, ale gdzie tam. Jak grochem o ścianę. O, teraz znowu zmieniła. W tamtej, ostatniej jest oficjalnie jeszcze na urlopie, ale tak po prawdzie, to już zaczęła w nowej firmie. Zaproponowali jej mniej odpowiedzialności, podwójną pensję, samochód służbowy i coś tam jeszcze, pani Henia nie pamiętała dokładnie. Aaa, zdaje się, że ten, że komórkę, taką ze wszystkimi tymi, no z tym, jak mu tam... Z majlem, z radiem, nawet, że zdjęcia robi takie, co widać od razu - jak w telewizji.
- A pani ciągle szuka? I co? I nic?
Ano właśnie. Szukam, nawet pół etatu. Szukam głównie tam, gdzie przydatna jest znajomość języka francuskiego i angielskiego w kontaktach z ludźmi. Wysłałam ponad 250 ofert w odpowiedzi na ogłoszenia prasowe i internetowe. Nie otrzymałam ani jednego zaproszenia na wstępne spotkanie. Cisza.
Pani Henia tylko wzruszyła ramionami i powiedziała dokładnie to samo, co profesor Janusz Czapiński postuluje w swoich naukowych hipotezach:
- Tak z ulicy? Pani, ja to bym kogoś nieznajomego nigdy nie wzięła do pracy. A ja wiem, co to za numer? Jeszcze człowieka oszuka i tyle. Pani, toż to trzeba najpierw kogoś znać, inaczej nie da rady.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Po prostu "shit happens" - mi też niestety... i mam wrażenie, że faktycznie wszystko po znajomości leci...
OdpowiedzUsuńCOMA śpiewa w jednym z utworów: "ziemia ojców ma tę moc, co nie daje im po nocach spać..." ale jak się zbudzi już z tego snu, tutaj na tej ziemi - to się dozna niespodzianki :)
Pistacjowy Wariacie, zostawię Ci moj adres mejlowy.
OdpowiedzUsuńPrzyślij mi swoje CV. Nic nie obiecuję, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że będę Ci mogła pomóc. Bądz sobą i nie poddawaj się :)
Pozdrawiam.
Jenny
Kosmito,
OdpowiedzUsuńZ moich obserwacji wynika, że kontakty osobiste są najważniejszym czynnikiem przy znajdowaniu pracy. Z tego co widzę, jest tak chyba wszędzie na Ziemi. Zatem powiedziałbym: jak chcesz mieć fajną pracę to buduj dobrą sieć kontaktów przyjacielsko-koleżeńskich. Z własnego podwórka: każdego roku zatrudniamy kilka osób. Część z nich przyszła z ogłoszeń lub została przysłana przez headhuntera, a część jest polecona przez znajomych, którzy z nimi pracowali i rekomendują ich kompetencje.
Nie wiem jak na całym rynku pracy rozkładają się proporcje stanowisk obsadzonych po znajomości do tych odsadzonych z formalnej rekrutacji. Czy jest 50%-50%? Może tak jest. Ale mam odczucie, iż najciekawsze prace trafiają do osób znajomych lub poleconych.
Pozdrawiam, Swojak
Jenny, wysłałem, DZIĘKI :)
OdpowiedzUsuńSwojaku, masz rację. Bywa jednak, że tej sieci znajomych się nie posiada, a zbudować ją niektórym jest bardzo trudno. To mój przypadek. Przez lata emigracji udawało mi się jednak zarobić na skromne, ale godne życie kandydując do pracy "z ulicy". Tutaj postuluję identycznie (na adekwatne stanowiska) i jest kompletny brak jakiejkolwiek reakcji czyli zainteresowania ze strony pracodawców. Ja pewnie w końcu coś znajdę, ale przyznasz, że to ciekawe zjawisko? Pozdrawiam i serdeczne dzięki za komentarz.
Pistacjowy, interesuje mnie wynik wysłania cv...jesli mozna oczywiście:)
OdpowiedzUsuńBea, chętnie Ci odpowiem, napisz na mój e-mail ( w profilu). Twój adres przeoczyłem, jest gdzieś na blogu? pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńjest w profilu, ale już się melduję:)
OdpowiedzUsuńBea, wysłałem. Dotarło?
OdpowiedzUsuńPistacjowy, no dotarło, ciekawam, czy skuteczznie:)
OdpowiedzUsuń