wtorek, 27 lipca 2010

Przymuszony urlop

Bo nie chciałem. Nie lubię urlopu w lipcu i w sierpniu. W maju i w czerwcu tak, ale w tym roku byłoby za wcześnie, bo dopiero zacząłem pracować 17 maja. We wrześniu odpada, bo szef wraca ze swoich wakacji i zacznie się orka (tak mnie wszyscy ostrzegają). Poza tym, wiele osób ma chrapkę na wrzesień, a ja jestem "nowy". Dano mi urlop tygodniowy teraz i nie bardzo mogłem odmówić, bo wyszedłbym na niewdzięcznego gbura. Postanowiłem zatem pozałatwiać sprawy swoje i rodzinne (zmiana banku np.), pojechać do Ikei (potrzebny mi wieszak na koszule), odwalić wizytę u notariusza i dentysty oraz tym podobne przyjemności. Zmęczyło mnie to wszystko do cna i poszedłem sobie dzisiaj do Zachęty:

Rajmund Ziemski, Pejzaż, (1953 - 2005)
Jan Lebenstein, Pieczęć Erosa i Thanatosa. Paryż, lata 60.

Obrazy i szkice bardzo mi się podobały (choć nie wszystko hurtem, jak leci), ale przyjemność popsuła mi panująca tam duchota. Jak w okresie średniowiecza, jedynym źródłem świeżego powietrza były otwarte na dole drzwi wejściowe.

Na dworze było chłodno, mroczno. Siąpiła mżawka.

Jutro (w zależności od pogody) przesiedzę w urzędach, albo pojadę sobie do Świdra, żeby połazić po lesie i nacieszyć się zielenią.

Obowiązkowy (krótki) urlop trudno jest korzystnie zagospodarować, choć to zapewne lepsze niż nic.

2 komentarze: