wtorek, 9 marca 2010
Szczypta pokory
Staram się. Kiedy za bardzo mi odbija, powtarzam sobie, że mam się z czego cieszyć i za co dziękować. Nie zapominać, że miliony ludzi cierpią z wyczerpania, ubóstwa, chorób, przemocy, strachu lub z powodu utraty bliskich. Umiem cieszyć się z rzeczy "małych" i "zwykłych". Powtarzam sobie bezustannie, że nie jestem pępkiem świata i każdy jest "kowalem własnego szczęścia". Bardzo chcę się koncentrować na tym co "mam", a nie na tym czego mi "brak", ale nie przychodzi mi to naturalnie i każdego dnia muszę nad tym wytrwale pracować. I pamiętać, że życie jest niezwykle nieprzewidywalne, a każdy dzień może być tym ostatnim.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A ja się często modlę i mówię: dziękuję za to, co mam i przepraszam za to, co sprzeprzyłam. Z czasem powinno się jakoś rosnąć i samodoskonalić duchowo, ale u mnie ni hu hu ;) Te same głupoty jak robiłam, tak robię dalej.
OdpowiedzUsuńNajszczęśliwsi bywają niczego nieświadomi. Cała trudność polega na odnalezieniu ścieżki prowadzącej do "świadomego uspokojenia". Potem to już mały pikuś.
OdpowiedzUsuńo matko, toś mi doła skopał:) ciągle mi sie wydaje, że niewiele mi już zostało:)
OdpowiedzUsuńZa tego doła bardzo przepraszam. Nie chciałem, słowo...
OdpowiedzUsuńJakbym słyszał moją koleżankę, która należy do wspólnoty neokatechumenalnej... ale jedno muszę przyznać: ona jest szczęśliwa w życiu. Więc coś w tym jest :)
OdpowiedzUsuńGrzegorz, zażyłeś mnie kompletnie!
OdpowiedzUsuńP.S. Wiem, że jesteś b.zalatany. Jakby co, to pisz u siebie c.d. Czekam!