sobota, 29 maja 2010

Kochane gnojki

Poszedłem na spacer do Łazienek. Miałem strasznego pecha. Przed wejściem na ulicy Gagarina stały dwie młode dziewczyny, a u ich stóp - plastikowa skrzynka. W środku gramoliło się sześć półtoramiesięcznych szczeniaków. Z matki bokserki i ojca wilczura. Pieski były do sprzedania. Dziewczyny zarzekały się, że oddadzą je tylko do "dobrych" domów. A juści!
Pogliglałem aksamitne futerka, pożyczyłem im wszystkiego najlepszego i poszedłem sobie. Spacer miałem przechlapany. O niczym innym nie mogłem już myśleć, tylko o tej bezbronnej szóstce. Gdzie też te gapcie trafią i jaki los ich czeka?

Po jaką cholerę tamtędy dziś polazłem, pytam się?

4 komentarze:

  1. Mam obecnie tysiące różnych spraw na głowie i czasem zapominam swojego imienia, ale tych psiaków zapomnieć nie mogę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozostaje Ci więc pomsleć, że trafią w dobre ręce, inaczej będziesz dalej myślał:)

    Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Próbuję, ale wątpliwości zwyciężają. To cholerne doświadczenie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Trafia w dobre. One zawsze tak myślą i nawet jak trafia w średnio dobre i do drani, to go kochają miłością ślepą.A jak już nie mogą kochać to uciekają i znajdują dobrych ludzi, bo naprawdę wielu przygarnia uciekinierów. Koło sie zamyka - ostatecznie i tak trafiaja w dobre ręce ;D W szczytowym okresie miałam 3 psy i 5 kotów ;D Obecnie rozkład sił jest 2/3. Wszyscy się kochają i śpią sobie w objęciach, choć każdy z inną przeszłością ;DDD

    OdpowiedzUsuń