poniedziałek, 30 listopada 2009

Domino

Pracownica z rannej zmiany pojechała na pogrzeb szwagierki. Mnie dostąpił zaszczyt zastępstwa.

Nienawidzę porannych godzin. Być może w maju, na wsi, kiedy ptaszki śpiewają, mógłbym to zaakceptować. W Warszawie, porą listopadową - nie.

Życie, jak wiadomo, nie pieści.
Trzeba było nastawić budzik na godzinę 5:00 i stawić się w kiosku o 6:00. Zimno, ciemno. Fuj.

Mijają minuty, a prasy jak nie ma, tak nie ma.

Nadchodzą klienci, niektórzy starają się być tolerancyjni.

Godzina 7:00. Prasy, ani widu.

Tolerancyjni klienci zaczynają się wyczerpywać.

Na ulicy gasną latarnie.

O godzinie 7:30 nadjeżdża samochód dostawczy.

- Panowie, co się stało? Mieliście wypadek po drodze?

- Nie, a bo co?

- Późno jesteście!

- Czekaliśmy na "Rzepę", spóźniła się - młody człowiek łypnął na mnie poirytowanym okiem, wrzucił na podłogę trzy worki z prasą i z rykiem silnika wyruszył dalej.

Najwyraźniej nie jest amatorem listopadowych poranków, he he.

Prasę trzeba było natychmiast sprawdzić, rozłożyć, wycofując jednocześnie niesprzedane i nieaktualne już egzemplarze. Okoliczni klienci stwierdzili, że to najlepszy moment, żeby przyjść do kiosku na zakupy.

- A kiedy będzie rozpakowana? To proszę mi odłożyć! Ja się spieszę! A co to tak długo trwa? Nie można było zrobić tego wszystkiego wcześniej? To skandal!

Nienawidzę tego. Zimno, wilgoć, rozsadzający ból głowy. Poczucie bezradności.

- Bardzo przepraszam. Dopiero przed chwilą dostarczono mi prasę.

- A mnie to g... obchodzi, nie moja sprawa. Co to za kiosk, bez prasy?


Psychologowie doradzają uczenie, że trzeba myśleć pozytywnie.
Postaram się.
Chwilowo jestem "nie w nastroju".

wtorek, 17 listopada 2009

Jarzynowe dialogi

Na mojej ulicy jest nowo powstały sklep warzywny. Ceny w nim są aptekarskie, ale odległość od mojego domu jest tak minimalna, że ulegam słabościom.
Pani Jarzynka słuchając bzyczącego radia zagadała do mnie dzisiaj:

- Cóż to się dzieje na świecie! Dzieciaki w szkołach się zabijają! Co za czasy!

Ja:

- No cóż, jak się nie pozabijają w szkołach, to rak albo grypa je wykończy. Jakoś odejść trzeba. Dlatego cieszmy się życiem dziś i teraz, jeśli można, bo jutro - nic nie wiadomo.

Pani Jarzynka (śmiertelnie poważnie):

- Tak, ale niektóre sprawy są poza naszą kontrolą. Na przykład - nie możemy się w Polsce zaszczepić przeciw grypie, nawet jeśli byśmy chcieli, bo nasz wspaniały rząd wszystko zaniedbał!

Podniosłem wzrok znad siaty z kartoflami i już miałem coś odpowiedzieć, ale ostrzegawczy wyraz twarzy Pani Jarzynki spowodował, że...

- Ciepło dziś, prawda? szkoda, że tak wilgotno. Do widzenia, życzę miłego popołudnia.

piątek, 13 listopada 2009

paroles, paroles, paroles....

Flagi nie wywieszam.
Na wybory chodzę regularnie.
Zbieram dobrowolnie cudze śmieci i psie gówna.
Staram się być życzliwy dla ludzi na co dzień.
Staram się dbać o czystość polskiej mowy.
Patriotyzm teoretyczny nic dla mnie nie znaczy.
Chciałbym, aby już nigdy Polacy nie czuli się zmuszeni do emigracji i żeby struktura ich własnego kraju była im przyjazna. Żeby rodacy byli w stosunku do siebie lojalni i solidarni. Nie tylko w sytuacji zagrożenia.
'Patriotyzm' to jak 'miłość' i 'przyjaźń'. Słowa, które mogą znaczyć wiele, a często nie znaczą nic.


11 listopada, Święto Niepodległości

sobota, 7 listopada 2009

Ubytek w teorii Kopernika

Psie kupy na każdym kroku, to zmora moich spacerów. Wszelkie protesty na ten temat spotykają się z niezmiennym "o la boga, zwierząt nie kocha, a zwierzę też człowiek itd...", ale już fakt, że ja właśnie właścicieli nie znoszę, to nikomu do głowy nie przychodzi. Pies to trącał.

Jest też fajna nowina. Na mojej ulicy powyrywali betonowe, ohydne latarnie i wstawili nowe, podrabiane pod stare. Inne światło, inny klimat, zrobiło się bardzo nastrojowo.

W stolicy majsterkuje się teraz mnóstwo: nowe asfalty, poszerzania jezdni, nowe chodniki, boiska. Nie wiem czy zawsze wszystko ma sens, ale wiem, że świeżo zmienione chodniki są pofalowane od pierwszej chwili swego istnienia. Zastanawiam się czy nie warto by było nanieść poprawkę do teorii kopernikowskiej, bo patrząc na te warszawskie chodniki, wydaje się ona niekompletna.