sobota, 12 grudnia 2009

Nie dajmy się chamom i kołtunom

Pokiełbasiło się chyba panu Kłopotowskiemu (wypowiadającemu się ostatnio na temat Romana Polańskiego) oraz panu Maleńczukowi (broniącemu nieudolnie senatora Krzysztofa Piesiewicza) pojęcie "prawa" i "obyczajowości".

Nie ulega wątpliwości, że artyści otrzymują coś w rodzaju przyzwolenia społecznego na pewne zachowania uważane powszechnie za niestosowne lub wręcz niemoralne. W momencie kiedy te zachowania stanowią złamanie obowiązującego prawa, żadne specjalne względy obejmować ich nie mogą. Dlatego argument, że "artystom więcej wolno", z punktu widzenia prawa, nie jest żadnym usprawiedliwieniem.

Istnieje jednak jeszcze kryterium ludzkie, osobiste, z indywidualnego punktu widzenia, opinia własna, do której każdy człowiek, obywatel ma prawo.

A oto ona, z moim podpisem:

Krzysztof Piesiewicz jest utalentowanym scenarzystą i tego nic nie jest w stanie zmienić. Krzysztof Piesiewicz jest również znakomitym prawnikiem i jego wiedzy nikt, ani nic mu nie odbierze. Krzysztof Piesiewicz udowodnił również, przez długie lata swojej działalności politycznej, że jest przyzwoitym i mądrym politykiem. Krzysztof Piesiewicz jest tylko człowiekiem, nie posiadającym boskiej doskonałości, ale zmagającym się, jak KAŻDY, ze swoimi słabościami.

Prostaccy, chciwi wandale wtargnęli z kamerą i wykorzystując chwile słabości znanego człowieka, zgwałcili jego sferę prywatności. Kołtuńskie społeczeństwo żądne krwawych igrzysk wpadło w pułapkę prymitywnych szantażystów i już słychać głosy o "utraconym autorytecie senatora". A jakże. Świętoszki za pół kapsla, psia mać!

Pan Krzysztof Piesiewicz oddał sprawę w ręce prokuratury i złożył immunitet senatorski. Sąd zajmie się tą sprawą, od tego jest.

Dla mnie, Krzysztof Piesiewicz pozostaje niezmiennie jednym z nielicznych, ważnych autorytetów. Panie Senatorze, w sukience czy bez, chylę swe czoło. Nisko.

P.S. (dopisane 15 grudnia, o godzinie 11:40)

Ów osobisty dramat rozgrywający się na oczach opinii publicznej, jest zapewne paradoksalnie najlepszym zakończeniem całej historii. Zgłoszenie sprawy szantażu do prokuratury i niespodziewana publikacja owych sławetnych zdjęć + koszmarnego filmiku, odebrały władzę szantażystom. W tej chwili Krzysztof Piesiewicz przechodzi przez piekło potwornego wstydu i upokorzenia, ale na całe szczęście - żyje. Należy się z tego cieszyć, bo historie szantażu, kończą się często tragicznie. Jeśli społeczeństwo mu nie wybaczy i odsunie ze sceny politycznej, to pozostała mu jeszcze adwokatura i talent scenarzysty. Wierzę, że nie wszyscy go opuszczą. Polityka jest zabawą dla ludzi bezwzględnych, o grubej skórze i bardzo wysokim poziomie samouwielbienia, a Krzysztof Piesiewicz (według mnie) nie posiada żadnej z wymienionych cech.

2 komentarze:

  1. Marszałek Bronisław Komorowski powiedział niedawno coś niezwykle banalnego, ale jakże zgodnego z prawdą: życiowe doświadczenie nauczyło go, że na ogół wszyscy ci "moraliści", którzy najgłośniej potępiają, sądzą i rzucają kamieniami, mają sami najwięcej "za uszami".

    OdpowiedzUsuń
  2. Otarłem się tylko o tę aferę ale przyznać muszę, że współczesne media wyrzucają śmiecie na alejkę w parku, po której spacerują ludzie... i tak, wybierając się na spacer, musimy wąchać ten odór... oczywiście w przenośni :)

    OdpowiedzUsuń