sobota, 17 stycznia 2009

Emigranci, połączmy się

Najczęściej zadawanym mi pytaniem od powrotu jest "po co" lub "dlaczego". Jednoznacznej odpowiedzi nie mam. Jeśli już w ogóle, to powraca się być może dlatego, że emigracja nie jest naturalnym odruchem człowieka. To raczej ostateczność.
Bardzo popieram podróże po świecie, a przynajmniej wyrwanie się, choćby na jakiś czas, z rodzinnej wsi czy miasteczka. To okazja do poznania nowych ludzi, smaków kulinarnych, zachowań i obyczajów. Otwarcie na świat pozwala na zweryfikowanie zatwardziałych przekonań i priorytetów. Dla kogoś może to być rozsmakowanie w japońskiej kuchni i jej rytuale, albo zauroczenie piękną mulatką. Polski katolik dowie się np. w Szwajcarii o cennych wartościach protestantyzmu, albo wręcz zaprzyjaźni z buddystą lub judaistą w ... Nowym Jorku. Dumny ze swej przynależności do "rasy białych" osobnik, zdziwi się jak wielu czarnoskórych jest lepiej wykształconych i wyglancowanych od niego samego. Wiecznie kombinujący cwaniaczek z Warszawy, ma szansę popracować w takich regionach świata gdzie ceniona i opłacalna jest sumienność, uczciwość i pracowitość.
Jeżdżąc po świecie mamy okazję zweryfikować ślepy zachwyt urodą naszej ojczyzny, która jest generalnie biedna, zaniedbana i z małymi wyjątkami, zwyczajnie brzydka. Jesteśmy do niej jednak bezgranicznie przywiązani i kochamy ją mocno i serdecznie. (Za tego typu opinie często dostaje mi się ostre pouczenie, że mogę w każdej chwili wracać do swojej "krainy czarów" skoro tutaj mi się nie podoba.)
My Polacy, strasznie łatwo się o wszystko obrażamy. Obraża się pan Prezydent na innych Prezydentów, obraża się ksiądz na premiera, obrażają się byli działacze opozycji na innych działaczy tej samej opozycji. Bezustannie duża część Polaków jest śmiertelnie na siebie obrażona. Do tego lubimy się nawzajem niszczyć, wyśmiewając nacje, które wyznają i praktykują narodową solidarność nie tylko w sytuacji ogólnego zagrożenia. A może zamiast śmichów chichów, wprowadzić solidarność "dnia powszedniego" u nas i przestać się o wszystko obrażać?
Pobyt w Stanach Zjednoczonych uświadomił mi między innymi, że nie umiemy rozgraniczać pojęcia prywatność od profesjonalizmu. Pod pretekstem fałszywie interpretowanej szczerości, mylimy hipokryzję z dyplomacją czy zasadami dobrego wychowania. Warto by to może przemyśleć i przewartościować. I nabrać do siebie dystansu.
Tak więc, podróże są potrzebne, uczą i poszerzają horyzonty. Są ciekawe i przyjemne. Z emigracją bywa różnie.
Polscy emigranci i reemigranci mają w sobie wielki potencjał, niestety zbyt mało doceniany przez nasze władze, które przypominają sobie o nim najczęściej przed wyborami. Ja nie namawiam nikogo do powrotu. Taka decyzja jest sprawą niezwykle indywidualną. Jednak tęsknota za Polską, za bliskimi i to nieustanne rozdarcie towarzyszące emigrantom zawsze i wszędzie, stanowią wspólny mianownik dla większości. Zjednoczmy się zatem wirtualnie i stwórzmy sieć do wymiany opinii, doświadczeń, pomysłów, wzajemnego wsparcia...
Czekam na Wasze komentarze .

czwartek, 15 stycznia 2009

MOTTO

" God, grant me the serenity
to accept the things I cannot change
courage to change the things I can,
and wisdom to know the difference."